sobota, 21 marca 2015

Z dziennika Nadii; 14 lipca 2574r.; Laumri


Mam taki dziwny sen. Śni mi się, że idę słoneczną ulicą Centrum. Mijam witryny sklepów, szklane budynki, w których mogę się przejrzeć. Ale siebie nie widzę. Równo ze mną idzie jakaś inna dziewczyna, w krótkiej spódniczce, obcisłej bluzce z dekoltem, umalowana, z bardzo niepraktycznie rozpuszczonymi włosami, które wchodzą jej w oczy i przyklejają się do taniej szminki na ustach. Buty też ma niepraktyczne, bo szpilki. Kiedyś dostałam takie od Charliego, nigdy nie powiedział, jak je zdobył, ale stwierdził, że muszę takie mieć, żeby wyglądać jak dziewczyna.
Szczypię się w rękę, ledwo zauważalnie, ale boli. Nie budzę się. Jak się wyłożę w tych śmiercionośnych butach, to zaboli tak, że się obudzę. Jeśli się nie wyłożę, to będzie znaczyć, że to na pewno sen.
Miałam na sobie te buty tylko raz, na szesnaste urodziny Charliego. Nie zdjęłam ich nawet kiedy schodziliśmy po skałach na kamienisty brzeg morza. Wtedy się potknęłam i skręciłam kostkę, a Charlie musiał mnie zanieść do domu na barana. Powiedział, że powinnam mieć chłopaka jak chcę nosić te buty, bo jestem dla niego za ciężka. Tego samego dnia zabrał mnie na ciastko z kremem, gdyż rzekomo jestem za chuda i mi wszystkie narządy przez skórę prześwitują.

 
Nigdy nie siadam w glide’ach. To by znaczyło, że jestem słaba, a nie jestem. Ale dzisiaj muszę usiąść. Boję się Mogłabym się wywrócić na zakrętach, te buty nie są stabilne, w dodatku wyglądam w nich idiotycznie.
Jakiś chłopak zagwizdał przechodząc obok mnie. To było straszne. Na głowę upadłam. Przecież nie musiałam się tak ubierać, przecież Instytut zagwarantował mi pracę. Jakąkolwiek pracę. Właśnie, problem w tym, że ja nie chcę „jakiejkolwiek pracy”. Musi być dobra i słono płatna. Inaczej to nie ma sensu. Kobiety raczej nie zarządzają tego typu sprawami, bo są bardziej empatyczne i skłonne do wielu ustępstw w ramach litości, co jest sprzeczne z polityką Instytutu nastawionego na zysk.
Z drugiej strony facet ma jeden, za to ogromny defekt – kobiety. Widziałam kiedyś, jak moje rówieśnice dostają kawę za „ładne oczy”. Nigdy tego nie próbowałam, bo uważałam to za żałosne (nie zmieniłam zdania), ale mam nadzieję, że uda mi się ta sztuczka.


                                                                                                                                               .

Wchodzę do budynku Instytutu. Jest biały, ma duże okna. Przez parę lat był dla mnie drugim domem. Mam głęboką, szczerą i nieskrywaną nadzieję, że nikt mnie nie rozpozna pod tą maską. Patrząc w wypolerowaną na błysk podłogę, podchodzę do stolika recepcji. Chociaż bardziej przypomina katedrę.

- Dzień dobry – uśmiecham się promiennie do chłopaka siedzącego za biurkiem. – Potrzebuję pomocy.
Patrzy na mnie zza szkiełek niemodnych okularów.
- Słucham…
- Jestem tegoroczną absolwentką Instytutu… - pochylam się w jego stronę- i chciałabym zapytać o ofertę pracy…
- Niestety, em… To nie jest takie… - Ma problem z utrzymaniem wzroku na mojej twarzy, więc asekuracyjnie udaje, że szuka czegoś w komputerze.

Cała ta sytuacja jest potwornie żenująca.

- Och, jestem pewna, że uda się panu coś znaleźć… Jack.

Tak ma na plakietce. Ponoć zwracanie się do kogoś po imieniu skraca dystans i wywołuje pozytywne uczucia w rozmówcy.

- Tak, ja… em.. Pani nazwisko?
- Jestem Nadia. Tylko jedna jest taka w systemie – mrugam do niego.

Niech ten koszmar się skończy!

- Tak, zgadza się… Panno Nadiu..
- Och, mów mi Nadia. – Zaraz dostanę szczękościsku i już nigdy nie przestanę się uśmiechać.
- Tak więc… Nadia… Z tego, co widzę, miała pani… miałaś… bardzo dobre wyniki i… mogę zaproponować pan… ci pracę w… szklarniach Toransky’ego. Na stanowisku kierowniczym! – Poprawia się od razu. On też chce jak najszybciej mieć mnie z głowy.

Trafiony.

- Ojej, dziękuję bardzo! Czy mogłabym jeszcze prosić, Jack… o namiary?...
- Tak, tak, już… - pośpiesznie zapisuje elegancką wizytówkę. Podaje mi ją, ciągle patrząc w niebieski ekran. – Życzę miłego dnia.
-Na pewno taki będzie!
Posyłam mu buziaka, a on jeszcze bardziej chowa się za białą „katedrą”.

 
Zatopiony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz