sobota, 17 stycznia 2015

Z dziennika Nadii, 9 lipca 2574r.; Laumri; później



Zawsze marzyłam o locie na Starą Ziemię. Odkrywaniu czegoś nowego, nieznanego albo znanego tylko pozornie. Ta planeta jest… fascynująca. Przygotowywałam się. Marzyłam. Dzień i noc. Przeszłam cały trening. Końcowe testy też zdałam. Ale mogli wziąć tylko jedno z wielu z nas i wybrali Charliego. To nie było niespodzianką, też bym go wybrała. Mimo wszystko… bardzo żałuję. Nie wiem, może kiedyś, kiedyś się otrząsnę. Na razie wegetuję.

Od rana jestem pusta. Wczoraj Charlie przyszedł się pożegnać. Początkowo nie chciał jechać beze mnie, ale go zmusiłam. Powiedziałam, że nigdy mu nie wybaczę, jeśli tego nie zrobi. Finalnie żadne z nas nie mogło powiedzieć „pa, do jutra!” i odbiec z uśmiechem do domu, bo żadnego „jutra” nie ma. Nie ma żadnego „miesiąca”, „roku”, „dekady”. Ale nie płakałam. Wiem, że jemu też było ciężko. Nauczono nas, że okazywanie uczuć jest dla mięczaków. No bo jest. Tylko panienki z drogich dzielnic płaczą i czekają aż jej jeden z dwustu chłopców poda chusteczkę i tusz do rzęs, bo się rozmazała. Charlie właśnie został Podróżnikiem na Starą Ziemię, a ja mam taką reputację, że nie znajdzie się klient w zakładzie ojca, który by kantował, kręcił, opóźniał wpłaty. Oni wiedzą, że tak ich przycisnę, że za wszystko zapłacą prędzej czy później. Po co więc bawić się w głupie gierki?

Nie patrzyłam za nim, kiedy  odchodził. Po prostu zostałam na plaży, w naszej zatoczce. Potem wróciłam do domu. Położyłam się do łóżka i zaczekałam aż tata zaśnie w sąsiednim pokoju. Resztę nocy płakałam przez zaciśnięte zęby. Pilnowałam się tylko, żeby nikt nic nie widział. „Nadia od łódek” nie płacze. Nie jest lalką. Ona tylko wygląda jak dziewczyna. Co najwyżej może popaść w niewidoczną gołym okiem apatię.
I tego na razie się trzymajmy.

czwartek, 8 stycznia 2015

Z dziennika Nadii, 9 lipca 2574 r.; Laumri; wieczór

Pisanie dzienników to głupie zajęcie. Mam masę innych, ciekawszych, a już na pewno ważniejszych. Ale obiecałam Charliemu, że zrelacjonuję mu wszystko, co tu się wydarzy podczas jego nieobecności. Nie wierzę w jego powrót, ale gdyby jednak… Nie będę wszystkiego pamiętać tak dobrze. Nie chcę koloryzować. Jeśli czyta to ktoś postronny, proszę o wyrozumiałość dla „Nadii od łódek” – nadal jestem sobą i nie zawaham się przed użyciem siły jeśli mnie wkurzysz. I dla własnego bezpieczeństwa odłóż skąd wziąłeś.

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Z dziennika Charliego, 9 lipca 2574r.; Laumri; później


Po dłuższym namyśle postanowiłem, że będę opisywał wszystko takim, jakim jest naprawdę. Bez udziwnień i tuszu.
Uznałem, że dobrze byłoby napisać coś tak żeby nakreślić moją sytuację. Nie ma mnie w zbyt wielu kronikach, a i tam figuruję głównie z przykrej konieczności. Ci, którzy będą to czytać mogą nawet mieć najwyżej mgliste pojęcie gdzie znajduje się Laumri.

Od początku.

Pochodzę z małego nadmorskiego miasteczka Laumri. Dorastałem w sierocińcu, nie pamiętam rodziców. Już jako chłopiec marzyłem o podróżach na Starą Ziemię, całe kieszonkowe wydawałem na komiksy w sklepie Bert’a. Krążyło wiele legend o tym, jak wygląda teraz pierwotny dom ludzkości, Stara Ziemia, niegdyś zniszczona wojną atomową. Trochę wiemy z sond, które wysyłamy, ale i tak trzeba strasznie długo czekać na ich wyniki. Poza tym, publikowane są głównie w pismach naukowych, które tu ciężko zdobyć. W końcu Instytut postanowił wysłać żywych ludzi, by oni sami przekonali się, czy Stara jest możliwa do ponownego zamieszkania. Kiedy tylko się o tym dowiedziałem, zgłosiłem się do programu, w ramach którego poszukiwano odpowiedniej ekipy. Nie byłem sam. Uczestniczyłem w szkoleniu razem z moją przyjaciółką, Nadią. Znamy się od dziecka, bo sierociniec jest w pobliżu wypożyczalni łodzi i sklepu z morskimi żyjątkami, które prowadzi jej ojciec. Był zdecydowanie przeciw takiemu obrotowi spraw, zgodził się dopiero, kiedy Nad znalazła za siebie zastępstwo w biznesie. Finalnie oboje skończyliśmy szkolenie i byliśmy poddani testom.


To było dokładnie miesiąc temu, 9 czerwca. Przyszła zielonkawa koperta, w której miał być list z Instytutu, odmowny lub pozytywny. Postanowiliśmy, że kiedy tylko je dostaniemy, od razu pójdziemy nad Zatoczkę, nasze miejsce spotkań na kamienistej plaży. Kiedy przybiegłem, Nadia już tam była. Bawiła się kamykami, które rzucała do wody. Z tylnej kieszeni spodni wystawała jej koperta. Mimo szumu morza zawsze wiedziała, kiedy szedłem. Odwróciła się i ponagliła mnie ruchem ręki. Usiedliśmy naprzeciwko siebie. Wzięliśmy głęboki oddech i przedarliśmy koperty. Naraz wyciągnęliśmy z niej kartki. Ostrożnie rozłożyłem papier. Napis na górze strony głosił „Przyjęty”. Wydałem z siebie nieartykułowany odgłos, po czym wydarłem Nadii jej oświadczenie z ręki. Przez całą stronę biegł wielki, czerwony „X”. Znak odmowy, potwierdzony dalej pisemnie.

Przykro mi Nad.

Tylko tyle zdołałem powiedzieć i żeby nie musieć więcej się odzywać, przytuliłem ją mocno i długo nie poszczałem. Bo niby co miałbym powiedzieć? „Sorry Nad, ale teraz musisz zapomnieć, że się znamy, bo wiesz, lecę spełnić nasze marzenie, a ty zostaniesz tutaj do końca życia łowić ryby i wypożyczać sypiące się łódki.”

Tak, to był zarazem najgorszy i najlepszy dzień mojego dotychczasowego życia.

czwartek, 1 stycznia 2015

Z dziennika Charliego, 9 lipca 2574 r.; Laumri


Faceci nie piszą pamiętników. Więc Toteż to wcale nie jest pamiętnik. To jest dziennik. Dziennik Charliego Adamsa, pierwszego w mieście Laumri podróżnika na Starą Ziemię. Jestem pewien, że moi potomkowie też będą podróżować również i będą  pozostaną wdzięczni za wszystkie wskazówki, jakie tu przeczytają. Trzeba będzie jednak pamiętać, że od moich czasów może się wiele zmienić na starej planecie, tak więc niezbędne jest jej ciągłe, nieustanne jej badanie.

Mam nadzieję, że powrócę żywo z tej owej wyprawy. Jeżeli jednakowoż nie, uprzejmie proszę tego, który to czyta czyta te słowa, by przekazał ów dziennik Nadii Mrozek bądź jej potomkom.

Pragnę również nadmienić, że iż dalsza część tego dzieła może być tworzona językiem potocznym, wymuszonym przez różnorakie sytuacje, w których niemożliwe jest pisanie jw., tj. normalnie.

Z wyrazami szacunku dla czytelnika,

Charlie Adams